Red Chilli | Quirai | براق در شب | 688
`Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie` Phil Bosmans
براق در شب - z perskiego tłumaczymy Nocna Poświata
Kim jesteś?
Jak to kim? Duchem Lasu. Przyjaciółką Natury, całkowicie z nią scalona i całkowicie jej oddana. Matką dla leśnych sierot. Strażnikiem. Pilnuję, by Braciom Mniejszym nie stała się krzywda. Dbam o roślinność, by rosła bujnie. Mym Bratem Deszcz, a Mą Siostrą Burza. One dodają mi sił.
Gdzie miejsce Twoje...?
Moim miejscem - Starożytna Persja była. Ramionami, które wydawało się, że mnie chroniły, były Góry Zagros. Jednak nie były one wystarczającą ochroną...nie dla Moich bliskich, którzy stracili tam życie. Tylko ja z całego klanu ocalałam, by dźwigać brzemię tak okrutne, że nie do zapomnienia.
Yasuj to już tylko ruiny porośnięte mchem i górskim kwieciem. Gdzie nie gdzie bieleją kości Moich przodków.
Korona z łba spadła, tron spłonął...Królestwo przepadło.
Księżniczką tylko w sercu jestem.
Księżniczką powiadasz?
No tak...Księżniczką. Moim Ojcem był Jasny Grom (آتش ابدی), który był dumą Yasuj.
Matką Mą skromna i niepozorna klacz, której na imię było Płatek Róży (ستاره شمالی). Oboje dobrzy, mądrzy, kochający...ale nie nieśmiertelni. Zostawili jednak po sobie Kwiat, w którego płatkach żyje pamięć o nich...i dobre wspomnienia, bo złe spowodowałyby, że Kwiat by zwiędnął.
`Potem, przez następne miesiące wydawało mi się, że żyję za karę. Nienawidziłam poranków. Przypominały mi, że noc ma swój koniec i trzeba znowu radzić sobie z myślami`...Janusz Leon Wiśniewski
Znalazłaś jakieś nowy dom?
Tak...teraz tak. Są nim bezkresy Formenos. Są one pełne tajemnic i piękna...jednak w jednym zakątku czai się zło. Ale chyba każda Kraina posiada takie miejsce. Strzegę się Tum Fea, bo wystarczyło mi tam jedno popołudnie...ból, łzy, smutek...ŚMIERĆ! Jednak w Formenos znalazłam swą nową rodzinę. I co najważniejsze nie jestem już sama.
Kim jesteś? Wojowniczką? Zielarką?
Jestem Druidem, bo w tej roli czuję się najlepiej. Sporo jednak musiałam przejść, żeby taką pozycję zdobyć. Pomógł mi w tym Mój Mentor. Wdzięczna Mu jestem za to, czego mnie nauczył.
Wiesz, że druidzi mogą być budzącymi strach przeciwnikami? Jednak ich magia koncentruje się na innych aspektach. Będąc przyjaciółmi natury i wszystkiego co żywe, druidzi skupiają się na kreatywnej i dobroczynnej stronie magii. Ja ściśle jestem związana z naturą. Nie skrzywdziłabym żadnego stworzenia. Specjalizuje się też w runach. Nie kryją przede mną żadnych tajemnic.
Jaka jesteś?
Nie mnie oceniać. Dla każdego mogę mieć indywidualne podejście. Dla jednych miła i chcąca z Nimi spędzać czas, dla innych oschła i unikająca Ich na każdym kroku.
Poza tym jestem pomocna, służę dobrą radą, lubię się opiekować mniejszymi i nie tylko.
Czasami przychodzą takie dni, że jestem mrukowata i w tedy wolę być sama.
Ale ogólnie do rany przyłóż.
Coś więcej o sobie powiesz?
* z boku szyi mam wytatuowaną Runę Ziemi
* jak teraz łatwo się domyślić, Moim żywiołem jest Ziemia. Ta żyzna i ta popękana od suszy
* Moją Świątynią Dumania jest samotne drzewo. Jak mam coś do przemyślenia, udaję się tam i czasami nie ma mnie godzinami
* potrafię się porozumiewać ze zwierzętami, ale niestety nie ze wszystkimi. O ironio! Ta co ma skrzydła nie rozumie mowy skrzydlatych braci
* często Moja grzywa i ogon ozdobione są kwieciem. Od czasu do czasu zagoszczą na Mej grzywie motyle, by potem uciec...ot istoty płoche
W telegraficznym skrócie:
Red Chilli || Nocna Poświata || Duch Lasu || Przyjaciółka Natury || Rdzawy Pegaz || Ziemia || Druid || 688 || Wygląd: Rdzawa z pyskiem zdobnym w latarnię, miodne ślepia, długa grzywa i ogon, którego nie można udeptać. Mocne czekoladowe skrzydła. Prawa tylna noga przyodziana w skarpetkę.
[KP uległo zmianie. W sensie zmieniłam postać Red. Mam nadzieję, że teraz będzie wszystko w porządku. Red w środku się nie zmieniła...Dziękuję]
Znaczenie tytułu: آیا نمی شود ترس از سایه است، زیرا اگر آنها به این معنی است که در جایی از نور وجود داشته است -
Nie bój się cieni, bo gdy one są, to znaczy, że gdzieś jest światło.
Chętna na wszelakie wątki...od komedii po horrory C:
Kim jesteś? Wojowniczką? Zielarką?
Jestem Druidem, bo w tej roli czuję się najlepiej. Sporo jednak musiałam przejść, żeby taką pozycję zdobyć. Pomógł mi w tym Mój Mentor. Wdzięczna Mu jestem za to, czego mnie nauczył.
Wiesz, że druidzi mogą być budzącymi strach przeciwnikami? Jednak ich magia koncentruje się na innych aspektach. Będąc przyjaciółmi natury i wszystkiego co żywe, druidzi skupiają się na kreatywnej i dobroczynnej stronie magii. Ja ściśle jestem związana z naturą. Nie skrzywdziłabym żadnego stworzenia. Specjalizuje się też w runach. Nie kryją przede mną żadnych tajemnic.
Jaka jesteś?
Nie mnie oceniać. Dla każdego mogę mieć indywidualne podejście. Dla jednych miła i chcąca z Nimi spędzać czas, dla innych oschła i unikająca Ich na każdym kroku.
Poza tym jestem pomocna, służę dobrą radą, lubię się opiekować mniejszymi i nie tylko.
Czasami przychodzą takie dni, że jestem mrukowata i w tedy wolę być sama.
Ale ogólnie do rany przyłóż.
Coś więcej o sobie powiesz?
* z boku szyi mam wytatuowaną Runę Ziemi
* jak teraz łatwo się domyślić, Moim żywiołem jest Ziemia. Ta żyzna i ta popękana od suszy
* Moją Świątynią Dumania jest samotne drzewo. Jak mam coś do przemyślenia, udaję się tam i czasami nie ma mnie godzinami
* potrafię się porozumiewać ze zwierzętami, ale niestety nie ze wszystkimi. O ironio! Ta co ma skrzydła nie rozumie mowy skrzydlatych braci
* często Moja grzywa i ogon ozdobione są kwieciem. Od czasu do czasu zagoszczą na Mej grzywie motyle, by potem uciec...ot istoty płoche
W telegraficznym skrócie:
Red Chilli || Nocna Poświata || Duch Lasu || Przyjaciółka Natury || Rdzawy Pegaz || Ziemia || Druid || 688 || Wygląd: Rdzawa z pyskiem zdobnym w latarnię, miodne ślepia, długa grzywa i ogon, którego nie można udeptać. Mocne czekoladowe skrzydła. Prawa tylna noga przyodziana w skarpetkę.
[KP uległo zmianie. W sensie zmieniłam postać Red. Mam nadzieję, że teraz będzie wszystko w porządku. Red w środku się nie zmieniła...Dziękuję]
Znaczenie tytułu: آیا نمی شود ترس از سایه است، زیرا اگر آنها به این معنی است که در جایی از نور وجود داشته است -
Nie bój się cieni, bo gdy one są, to znaczy, że gdzieś jest światło.
Chętna na wszelakie wątki...od komedii po horrory C:
Stała właśnie pod ulubionym klonem z przymkniętymi lubieżnie oczami oczekując jak gorąc dnia choć trochę zelżeje. Szybko jednak zdała sobie sprawę z tego, że nie jest już na polanie sama i strzygnęła popielatym uchem, usiłując odgadnąć z kim ma doczynienia. Nie udało się to jednak, więc otworzyła ślepia i zlokalizowała czerwoną klacz posyłając jej ciepły uśmiech.
ReplyDelete- Dzień dobry, Quirai.- Odpowiedziała na jej powitanie w właściwy sobie pogodny sposób. -Oh, nie musisz mi przypominać, już nawet cień nie oferuje schronienia.- Przyznała śmiejąc się pod nosem i zawiesiła na rozmówczyni baczne spojrzenie błękitnych ślepi. -Jak się niewasz? Zaaklimatyzowałaś się już u nas?
[O, zmieniłaś fotkę? Raz jeszcze przepraszam za nieporozumienie z komentarzem, miałam już przetrzepać tyłki administracji ale się okazało, że to tylko Blogspot robi sobie jaja. A jak widzsz owszem, pracuję nad grafiką ale ja sama niewiele umiem i nadal wszystko wygląda jakby je pies pogryzł, więc pomoc przyjmę chętnie. Po prostu chcę na miarę moich możliwości ogarnąć blog na tyle, żeby nie raził w oczy.]
- Dzień dobry. - uśmiechnął się dostrzegając znajomą, ostrobarwną sylwetkę stąpającą pośród drzew. Machnął łbem i ukłonił się jej lekko zasłaniając czarną grzywką prawe oko. - Właściwie chciałem wybrać się na zachód w stronę sadu. Pasuje ci ta trasa? - zapytał poruszając obojgiem uszu ukrytym głęboko w smolistym morzu włosia.
ReplyDelete- Słyszałem, że rośnie tam samotna grusza, której smak owoców przewyższa wszystko co do tej pory się jadło. - odpowiedział podążając w ślad za klaczą z napuszonymi skrzydłami, z których co jakiś czas sypał się czarny pył. - Postanowiłem sprawdzić więc ile w tym prawdy.
ReplyDeleteWysłuchała jej słów z uwagą po czym skinęła popielatym łbem notując sobie jej wyjaśnienia.
ReplyDelete-Tak się składa, że sama podążałam nad wodopój. Jeśli nie masz nic przeciwko z chęcią Ci potowarzyszę, akurat nadaży nam się okazja porządnie się zaznajomić.- Zasugerowała ochoczo po czym parsknęła cicho marszcząc chrapy. -Naturalnie, że nie będziesz utrapieniem ani dla mnie ani dla nikogo innego w stadzie. Każdy nowy dodatek do tej małej "rodziny" jest nam drogi. -Zapewniła ją poruszając łbem, jak gdyby chciała jej jakoś dodać otuchy.
-Tak więc władasz ogniem?- Dopytała się jeszcze chcąc jakoś utrzymać rozmowę i ukierunkować ich rozmowę.
Opowieść Chilli, choć nie należała do najszczęśliwszych pomogła im jakoś pokonać drogę nad wodopój. Sama Vvindy cieszyła się, że może choć trochę lepiej zrozumieć swą nową towarzyszkę i raz po raz kiwała łbem, nie chcąc jej przerwać w jakikolwiek inny sposób. Kiedy dotarły nad wodospad przystanęła na brzegu sadzawki zerkając na Red z lekkim uśmiechem.
ReplyDelete-Ależ naturalnie, nie chcę Cię zuszać do opowiadania mi o rzeczach o których mówić nie chcesz. I mam nadzieję, że odnajdziesz tutaj ten upagniony dom.- Wyznała pociesznie po czym unosząc ponad ciało swe skrzydła wskoczyła do chłodnej wody by znaleźć choć trochę odopoczynku przed skwarem dnia.
- Do pełni szczęścia starczy mi nawet jeden kęs, więc o wzdęciach raczej nie ma mowy. - parsknął i zamachał energicznie skrzydłami, aby wzbić się ciężko w powietrze. Po chwili frunął już zgrabnie nieopodal Czerwonej i choć furkot wiatru szumiał w uszach starał się na odpowiedź. - Bez tego czarnego łupieżu nie jestem w stanie latać. To trochę jak ćma lub motyl, dlatego omijam wodne zbiorniki i chowam się przed deszczem. Ta przypadłość ma też jeszcze ciekawsze zastosowanie, ale pozwolisz że o tym wspomnę kiedy indziej.
ReplyDeleteRuchem przedniej kończyny rozbryzgnęła trochę wody, która osiadła na jej popielatej piersi, przyjemnie chłodząc siwą. O tak, przyjemna była taka odmiana od lejącego się z nieba gorąca. W czasie tak beztroskiej kąpieli aż ciężko było przewidzieć jak wiele przykrych wspomnień zafundował siwej ów żywioł. Prawdopodobnie pomagała jej nie myśleć o własnych przeżyciach opowieść czerwonej, której wciąż uważnie słuchała, raz po raz strzygąc uchem.
ReplyDelete-Uwierz mi, wiem jak ciężko jest być samemu. Moja rodzina również zginęła śmiercią tak okrutną, że wolę o tym nie myśleć. Dlatego właśnie mam nadzieję, że to stado zdoła zjednoczyć podobnym nam i razem utworzymy choć cień utraconego życia.- Parsknęła przyjaźnie wychodząc z wody i delikatnie trącając bok czerwonej, do której zaczęła pałać głęboką sympatią. Po chwili cofnęła się o krok przywdziewając szczery uśmiech i otrząsnęła się z wody.
-Ależ zbytnio się przejmujesz, z Twoim poczuciem humoru nic nie jest nie tak.- Zapewniła ją jeszcze z wesołym błyskiem w oku i podchodząc do brzegu zbiornika wodnego pochyliła łeb by zaspokoić pragnienie.
Uśmiechnęła się w milczeniu słysząc te słowa klaczy. Zarzuciła grzywką, unosząc wyżej popielaty łeb i eksponując w półcieniu swą osobliwą odmianę. Oj tak, zdecydowanie przyjemniej było tutaj nad wdospadem. Zadowolona Vvin przymknęła ślepia rozglądając się po tej przyjemniej miejscówce po czym ponownie zerknęła na Rdzawą.
ReplyDelete-Cieszę się, że jest nam to dane. Sam fakt, że stado tak szybko rośnie mnie cieszy.- Przyznała z frasobliwym uśmiechem poprawiając pióra na skrzydłach. -Długo podróżowałaś nim znalazłaś się tutaj, Red?
Tum Fae było miejscem dość często odwiedzanym przez siwego jednorożca, nawet pomimo potencjalnego zagrożenia, jakie mogło kryć. Znał mniej więcej historię starych kamieni, można było ją wyczytać z run i otaczającej je aury, jednak był gotów podjąć ryzyko. A może liczył na coś? Może podświadomie właśnie tutaj podążał, póki jeszcze kontakt z zaświatami nie został bezpowrotnie zatracony... Nie zdążył sobie tego do końca uświadomić, bo rozmyślania przerwał widok czerwonej klaczy, odcinającej się wyraźnie od ponurej i stonowanej kolorystyki tej polany. Uniósł wyżej łeb, zastanawiając się, czego też klacz może szukać w takiej okolicy. Najwidoczniej to on był obiektem tych poszukiwań, do takich doszedł wniosków, gdy Chilli zaczęła iść w jego stronę. - Dzień dobry. - Powitał ją z krótkim skinieniem łba i natychmiast skierował spojrzenie w stronę zwoju leżącego na ziemi. Po wysłuchaniu słów klaczy podniósł na nią wzrok, odgarniając uprzednio złotą grzywkę z oczu potrząśnięciem głowy. - Dziękuję. Na pewno się przydadzą, sam słyszałem może o dwóch recepturach. - Przyznał z wdzięcznością i podszedł trochę bliżej, by jeszcze raz rzucić okiem na starożytny pergamin.
ReplyDeletePodniósł łeb znad zwoju, kiedy klacz zaczęła spacerować wokół kamieni. Chwycił ostrożnie pergamin i ułożył w bardziej widocznym miejscu, aby nikt go przypadkiem nie zdeptał i ruszył niespiesznie za nią. - Kiedyś zapewne było dużo bardziej zachwycające. - Uznał, mając na myśli fakt, że miejsce to całkiem niedawno było wykorzystywane do wcale nie tak dobrych celów, co odjęło mu sporo uroku i nadało złej aury czarnej magii. Przesunął spojrzeniem po starożytnych głazach i zatrzymał się przy jednym z nich.
ReplyDelete- Ou... cześć! - podniósł zanurzony w trawie łeb i uśmiechnął się, czując łaskotanie wystającego z kącika pyska źdźbła w podbródek. - Z chęcią się przejdę... Mam nadzieję, że dobrze znasz te tereny, bo chciałbym się o nich trochę dowiedzieć. - skoro miał być szpiegiem, rabusiem czy skrytobójcą, to musiał wiedzieć, po czym stąpa i gdzie lata, czyż nie?
ReplyDelete- Jak sobie życzysz. - potruchtał za nią, nie mając klaczy za złe że szła w tempie dobrym dla dużych koni. Jego krótkie, ale mocne nogi nie męczyły się długimi kłusami, więc szczerze mówiąc mógłby tak biec przy jej boku cały dzień. - Camduin... Postaram się zapamiętać.
ReplyDelete- Ostatnio okazało się, że niezbyt dobrze dobieram pytania, więc chyba sobie podaruję. - zaśmiał się lekko, lecąc równo nieopodal Czerwonej. Kiedy tylko ta wylądowała we właściwym miejscu karosz również bez ociągania się strzelił gromko wszystkimi nogami o ziemię, składając skrzydła. Potrząsnął pyskiem i zerknął na klacz zza czarnych kudłów. - Możesz jednak sama coś opowiedzieć. Ja się nie obrażę. - uśmiechnął się.
ReplyDelete- O, nie będę ci od ust odbierać, nie ma mowy! - uśmiechnął się do niej i dziękując sam dźwignął ciało do pionu, aby zerwać sobie z tego niezbyt wysokiego drzewka własną gruszkę. Z owocem w zębach opadł chwilę później na ziemię, rzucił go pod nogi i ugryzł kawałek rozkoszując się jego na prawdę wyborną słodyczą. - To jak będzie z tym opowiadaniem? Spotkało cię coś, o czym warto by opowiadać? - zapytał przełknąwszy pierwszy kęs. Jedzenie z ziemi było wygodniejsze przy rozmowie, bo można było sobie porcjować, a nie seplenić z zatkanym dziobem.
ReplyDelete- W żuciu nie byłem w Chinach. - wyznał i po zjedzeniu swojej gruszki wyciągnął szyję po tą połówkę, którą turlała po ziemi klacz. Jej mina zdradziła mu bowiem, że chyba podzielenie się owocem miało dla niej jakieś głębsze znaczenie. - Jak tam jest?
ReplyDelete-Kilkadziesiąt lat?- Orzekła cicho nie kryjąc swego zdziwienia, bo przecież nikt nie powiedział jej jeszcze o tym ileż to lat liczy sobie Rdzawa. -Zresztą nie ważne, nie wypada mi o to pytać.- Poprawiła się na prędce kiwając łbem na jej propozycję i znaczącym spojrzeniem pozwalając jej objąć prowadzenie.
ReplyDelete-Owszem, leśne owoce do wspaniały dar natury.- Przyznała uśmiechając się dobrotliwie po czym strzygnęła uchem przywołując jej uprzednie słowa. -Mówisz o krajach których nazwy są mi ledwie znane. Zapewne widziałaś wiele więcej niż ja mogłabym kiedykolwiek pragnąć.- Zapewniła z niejakim podziwem stąpając za nią leśną ścieżką.
- To sprawka nekromantów. - Wyjaśnił, bowiem historia tego miejsca, nie była dla niego trudna do odczytania na podstawie oględzin przeprowadzonych podczas poprzedniej wizyty. - Oczyszczenie tego miejsca i zamknięcie portalu ze światem zmarłych to zadanie Rabanhi. Nie powinniśmy się w to mieszać. - Zwrócił jej uwagę, ponieważ nie spodobał mu się ton klaczy, która zdawała się snuć jakieś plany względem tego miejsca. Albo był po prostu przewrażliwiony i czerwona zwyczajnie zastanawiała się, czy istnieje jakaś możliwość doprowadzenia Tum Fae do dawnej świetności. W każdym razie potrząsnął łbem i powoli zaczął kierować się z powrotem do zwoju.
ReplyDelete- Lot? Nie ma sprawy! - odsunął się w bok i przyklęknął na nadgarstku, rozkładając skrzydła na boki. - Postaram się o ciebie nie zawadzić... - w powietrzu czul się o wiele lepiej niż na lądzie, więc bez kłopotu przysiadł na zadzie i wystartował, mocnym odbiciem znajdując się już nad koronami pobliskich drzew. Machnął dwa razy skrzydłami, odwracając sie w stronę klaczy i rżąc ze śmiechem.
ReplyDeleteObrócił łeb w stronę Chilli i przystanął na moment między ostatnimi kamieniami. - Nie miałem okazji odwiedzić Iaurledh nigdy wcześniej, chociaż całkiem sporo już widziałem. - Przyznał, wychwytując jej spojrzenie i sam w końcu wyszedł na otwartą przestrzeń, zatrzymując się dopiero przy starodawnym zwoju, jakby kontemplując nad nim, nim weźmie go do pyska i zaniesie gdzieś, gdzie będzie mógł go przeanalizować.
ReplyDelete- Jeśli będziesz pytała, to tak. - wyszczerzył zęby w lekko przepraszającym uśmiechu. Nie potrafił mówić o sobie bez zachęty, nigdy nie wiedział, ile druga osoba chciała o nim wiedzieć. Wybrał kierunek, który wskazała, podążając za nią i podziwiając widoki.
ReplyDeleteSłuchała jej uważnie, doskonale rozumiejąc co ma na myśli. -Owszem, w życiu bym nie powiedziała, że masz tyle lat. Ale to dobrze, doświadczenie to największy skarb jaki możemy zdobyć.- Uśmiechnęła jej, pozwalając swobodnie kontynuować historię i raz po raz spuszczając wzrok z rozmówczyni by samej rozejrzeć się za owocami. Kiedy już je znalazła i jej rozmówczyni zajęła się jedzeniem kończąc wypowiedź nie mogła się powstrzymać od drobnego żartu.
ReplyDelete-Brakowało Ci jagód?- Uśmiechnęła się z łobuzerskim wręcz błyskiem w oku, który zdradził, że nie mówiła serio. Siwka zerwała kilka owoców z krzaczka ze smakiem oblizując swe wargi po czym na powrót spoważniała kontynuując ich rozmowę. -Wiem co masz na myśli, sama żyję dobiero osiem lat a i mnie samotność dała się we znaki. Dobrze jest mieć rodzinę.
- Tak wysoko też nie latam, żeby to wiedzieć. - parsknął w rozbawieniu odnośnie Chińskiego Muru i machnął ogonem kładąc się lekko na ziemi. Słoneczko przyjemnie prażyło w jego szeroki grzbiet. - Chiny muszą być piękne, skoro wypowiadasz się o nich tak wspaniale.
ReplyDelete[Jasne. Jestem Spcejalistą od przeskoków w czasie.]
ReplyDeleteOdnotował w pamięci słowo "stulecia" i zostawił do rozważenia w przyszłości, bo być może nie była to metafora i czerwona należała do jednej z długowiecznych ras, tak jak i on sam. Właściwie nie wiedział o niej wiele, ale też nie przeszkadzało mu to, gdyż wychodził z założenia, że im mniej wie o innych, a inni o nim, tym lepiej zarówno dla niego, jak i dla nich. Skinął łbem na znak zgody, po czym chwycił ostrożnie zwój i ruszył w swą stronę, aby zająć się badaniem go i studiowaniem przepisów w nim zawartych.
Zaszył się na dobrych kilka dni z tym pergaminem, uważnie i po kilka razy czytając każdy przepis, rozważając plan działania i notując w pamięci składniki, które do poszczególnych mikstur należało zdobyć. Niby wszystko świetnie, większość ingrediencji była na miejscu, ale był jeden mały, ale bardzo poważny problem - Tennant był koniowatym, a co za tym idzie miał kopyta, którymi ciężko było cokolwiek zrobić. Dlatego alchemia nigdy nie była jego mocną stroną, podobnie jak całkiem sporej większości jemu podobnych, którzy nie posiadali zdolności telekinezy. Jednak zgodnie z obietnicą w końcu nadszedł czas, aby wyściubił nos z odosobnienia i wyruszył na poszukiwania Chilli. Tak też zrobił, zaczynając odruchowo od okolic Tum Fea i zmierzając powoli w stronę głównej polany.
-Twoja pomoc napewno się nam przyda.- Skwitowała obserwując jej poczynania z frasobliwym uśmiechem po czym sama przycupnęła oparta o jakieś drzewo i uchyliła łba by sięgnąć po kilka jagód. Owoce rzeczywiście były przednie, co sprawiało, że żart Rdzawej zdawał się tylko jeszcze bardziej adektwatny.
ReplyDelete- Mój kraj to sterta zimnych, łysych kamieni bez trawy, czystego nieba i łąk. - wyznał Czerwonej, jednak skromny uśmiech cały czas pływał gdzieś po jego wargach. - Carpe Dun to górski kręgosłup sięgający trochę poniżej pasma szarych chmur i choć deszcz pada tam stosunkowo rzadko, niemal zawsze panuje burzowy półmrok. Słońce wychodzi tylko trzy razy w roku, więc mamy wtedy nie lada powód do świętowania. - zaśmiał się na chwilę, sterując uszami tak by nie łapały sobą wiatru i nie zakłócały myśli. - Pijemy z górskich źródeł, a naszą dietą są mchy i porosty skalne. - ciągnął. - Życie w moim stadzie rodzinnym przypomina trochę egzystencję skrzydlatych kozic. - uśmiechnął się poraz drugi wprost w pysk towarzyszki. - Sama widzisz, że to raczej nie Pola Elizejskie.
ReplyDeletePrzełknął ślinę, czując nagły napływ zażenowania. I zachwytu pięknem chwili, który jednak potrafił się przebić przez emocje związane z "domem".
ReplyDelete- Nawet nie wiem, jak ta kraina się nazywa. Byłem zbyt mały. Jest gdzieś... TAM - pokazał skrzydłem bardziej niż mniej, losowy kierunek, po czym odwrócił głowę, nie chcąc na nią spojrzeć. - Ty jesteś księżniczką z Persji, prawda?
-Ja również.- Uśmiechnęła się pod nosem prostując się wślad za rozmówczynią. -Nie wiem jak Ty, ale takich łakoci potrzeba mi do szczęścia naprawdę niewiele.- Zapewniła rozbawiona raz jeszcze oblizując zabawnie wargi. Słysząc kolejne pytanie zamyśliła się na chwilę, zastanawiając na jaką przygodę mogłaby zabrać Red i po chwili jej ślepia zabłysły łobuzersko.
ReplyDelete-Cóż... Biorąc pod uwagę, że towarzyszy mi obyty w świecie wędrowiec nie wiem czy mogę Cię zaskoczyć jakimkolwiek cudem naszej kotliny, ale zdaje się, że znam coś co kwalifikuje się akurat pod kategorię "perełki'.- Zapewniła pospiesznie owiając się wokół własnego ogona, żeby zorientować się w ich położeniu i wskazała wąską ścieżkę prowadzącą na zachód. -Akurat nie musimy się spieszyć, to miejsce najlepiej prezenetuje się pod wieczór.- Zapewniła jeszcze ruszając niespiesznym marszem, raz po raz strzygąc tylko uchem. Dziwne zabarwienie ostatnich słów Rdzawej oczywiście nie umknęło jej uwadze i choć nie była pewna, czy to dobry temat na rozmowę zdecydowała się jednak zapytać - dla spokoju własnego ducha.
-Jesteś druidem, prawda? Na pewno rozumiesz tragiczną historię tamtego miejsca lepiej ode mnie.- Zagadnęła głosem, który okazywał jej zrozumienie a może wręcz współczucie dla ponadprzeciętnej wrażliwości klaczy.
- To takie skromne, całodniowe święta. - rozszerzył na chwilę chrapy, wchłaniając w nie przyjemny, lekki zapach wiatru. - Według starej tradycji wraz z pierwszymi promieniami słońca Nestorzy wybierają jednego młodego pegaza, który ma za zadanie wspiąć się na sam szczyt Kruczego Wierchu, przemienić się w ptaka i zakrakać dokładnie dwanaście razy obwieszczając tym samym rozpoczęcie celebracji. Dlaczego akurat dwanaście? W mojej kulturze wierzy się bowiem, że ta liczba przynosi szczęście, ale to już zupełnie inna historia. - opowiadał, uśmiechając się do Ognistogrzywej. - Potem ma miejsce pokaz lotniczy w którym biorą udział najzręczniejsze ogiery naszej kolonii. Wzbijają się oni aż pod sam blask słonecznej tarczy i wirują dookoła niej chwytając się zębami za ogony. Taki trzepoczący pierścień robi niemałe wrażenie, możesz być pewna. - zastrzygł czarnym uchem. - Nie myśl, że to przykład na typowo męską, szowinistyczną zabawę. - dodał z wesołym parsknięciem. - Klacze też dorzucają do całokształtu swoje trzy grosze. Tuż pod wieczór, kiedy słońce zaczyna chować się za górami, ma miejsce smutny obrządek mający na celu pożegnanie Płomiennej Tarczy i zachęcenie jej do powrotu. Nasze piękne panie szlochając i śpiewając urządzają uroczysty pochód po skalistej grani, rozrzucając po drodze czarne pióra tych, którzy odeszli między jednym wschodem słońca, a drugim. Według opowiadań, ma to na celu wzbudzenie w naszej gwieździe poczucia winy i tym samym spowodowanie, że znów za jakiś czas odwiedzi nas, by przekonać się, że jej nieobecność nie pochłonęła więcej niewinnych dusz. - zniżył na chwilę głowę, zamaszyście podrzucając ją zaraz do góry. Leniwe stado owadów niewiele sobie jednak z tego zrobiło. - Na tym kończy się święto, aż do następnego wschodu za trzy miesiące. - parsknął, uśmiechając się półgębkiem ze wzrokiem zwróconym przez moment w pogodne niebo. - Na prawdę tak fascynują cię moje opowiastki? Interesujesz się kulturą ludów?
ReplyDeleteWłaściwie rangi Znachora nie miał już od jakiegoś czasu, awansował na zielarza, ale nie zwrócił uwagi na drobną nieścisłość klaczy, bo sam nie przejmował się szczególnie własnym tytułem. - Dzień dobry. - Odrzekł na powitanie i nieznacznie skinął łbem. - Dobrze, dziękuję. Owszem, przeczytany. Prosiłaś mnie o spotkanie, kiedy już przestudiuję zwój. - Przypomniał jej, oczekując dalszej reakcji klaczy i zastanawiając się, na ile ona sama znała zawartość pergaminu.
ReplyDelete- Ano. - odparła, bystrym okiem przyuważając zrozumienie malujące się na pysku koleżanki. Nie siliła się więc na uprzejmą sztuczność, a tylko posłała ku niej dobrotliwy grymas, mający być zręczną karykaturą uśmiechu. Otrząsnęła ciało z ogólnej drętwoty, decydując się podejść bliżej druidki, aby nie trzeba było nie potrzebnie unosić głosu, który miała z deka jeszcze słaby po czuwaniu. Nastroszyła pierze, zerkając w ślepia Quirai.
ReplyDelete- Mam nadzieję, że nie przerwałam Ci rozmyślań, tudzież innej, ważnej czynności. - zaśmiewając się gładko pod aksamitem chrap, po raz kolejny uchyliła przedeń rąbka uprzejmości. Mimo ogólnej ospałości była istotą raczej ciepłą i przyjazną dla otoczenia. Bynajmniej starała się taką być. Wierzyła bowiem w prawo karmy - to, co dasz od siebie, zawsze do Ciebie wróci. | Rabanhi
- Ja też chętnie posłucham o tym Święcie Wiosny, jeśli masz oczywiście ochotę mi o nim opowiedzieć. - zastrzygł czarnymi uszami, stawiając je w końcu tak, by wszystko dobrze usłyszeć. - Zawsze chętnie koduję sobie różne opowieści i zwyczaje z innych stron świata, a Chiny to dla mnie praktycznie jeden wielki znak zapytania. - uśmiechnął się wątle, chcąc jakoś odciągnąć koleżankę od wyraźnie smutnych rozmyślań. - Interesuje mnie więc to ze zdwojoną siłą.
ReplyDelete- A i owszem. - Przyznał, mimowolnie kątem oka śledząc opadające z grzywy Chilli kwiecie. - Nie jestem tylko pewien, czy mam wszystkie składniki. - Wyznał, w myślach przypominając sobie ingrediencje wymagane do eliksirów, jak i ich zasoby ziół i innych przedmiotów.
ReplyDelete(Wybacz, że zwlekałem z odpiską.)