Nie każdy jest stworzony by żyć...
...ale każdy jest z pewnością stworzony, by jeść. I ja tego wyraźnym znakiem.
Ale powoli.
Cień ogromnych skrzydeł dawał wrażenie, jakby zbliżał się co najmniej wielowiekowy smok.
Ależ skąd! To tylko ja, konik polski, mierzący prawie 130cm wzrostu w niewidocznym kłębie, obdarzony trzykrotnie większymi od siebie samego, na przekór myszatej sierści, śnieżnobiałymi skrzydłami!
Uderzenie czarnych kopyt, podpalane nogi zanurzają się w wysokiej trawie, reprezentatywnie wyprężone przez właściciela.
Ałć, ałć, ałć... Wybaczcie mi niezdarność, często zdarza mi się potknąć o własne kopytko, szybciej bowiem nauczono mnie latać niż chodzić.
Gęsta, splątana, dość krótka jak na dzikiego konia grzywa sterczy na wszystkie strony, grzywka skierowana jest na prawe oko, które zasłania w całości. Lewe lśni, ma małą okrągłą źrenicę i dużą wiśniową tęczówkę, po której zdają się tańczyć iskry.
Jak łatwo się domyślić
Zerka na swój szeroki grzbiet, na pręgę na kręgosłupie i te mniejsze, prążkowane, schodzące na boki, wypełzające spod grzywy na szyję i te na nogach, nad podpalaniem.
jestem konikiem polskim, daleko mi do piękna i dostojeństwa miejscowych pegazów.
Spuszcza smutno łeb, po chwili jednak zbiera się i podrywa go na nowo, na czarnych wargach bawi nowy uśmiech.
Pochodzę z bardzo daleka i od małego uciekam. Gdy byłem ledwie półrocznym źrebakiem stado, w którym się urodziłem wyrzuciło mnie, skazując na wieczne wygnanie. Po miesiącu od mojego wylotu miała wyruszyć grupa tropicieli, z zadaniem znalezienia mnie i zabicia... Dlatego już piąty rok wędruję. Na wiek waszych ras mogę zdawać się młody, ale uwierzcie, przeżyłem tyle, że wiele koni bierze mnie za starca.
Parsknął, odganiając jakąś natrętną muchę, i machnął łbem, przez chwilę widać było, że prawe oko jest zamknięte, a to, co zdawało się być cieniem grzywki tak naprawdę jest cieknącymi z niego łzami, wnikającymi w sierść i kapiącymi powoli w trawę.
Nie wiem, czy te siwe pasemka w grzywie sprawiają, że tak myślą, czy moje... oczy, ale nie uważam się za takiego.
Podrzuca łeb, przysiada na zadzie i unosi przednie nogi, wykonując nimi pełen radości cios w powietrzu.
Życie jest po to, by się cieszyć, a nie martwić i krzywić! Żyje się raz i szkoda tracić cenne godziny na marudzenie.
Mruga wesoło zdrowym okiem, drugie na powrót zasłania grzywka.
W skrócie:
Pongo | Lat 5,5 | Niewątpliwie płeć męska |
Maść myszata | Konik Polski | Pegaz |
Pozytywny i towarzyski
Otwarty
Ciekawostki:
- urodził się w stadzie kontrolowanym przez ludzi i z tego powodu musiał uciekać- przyszedł czas oznaczania żelazem rasy, a nie mogli przecież odkryć, że ma skrzydła
- jest tłuścioszkiem i za dobrą strawę zrobi naprawdę wiele
- potrafi ogarniać, bo panować nad to dużo powiedziane, wodę oraz w sytuacjach mocno awaryjnych ściągać burzę, ale stara się nawet sobie o tym nie przypominać
- czasem iskrzą mu kopyta, reaguje na to jak mała dziewczynka na karalucha
- doskonale się zakrada i chowa, zdrowe oko zastępuje mu oba, widzi doskonale i jest bardzo spostrzegawczy
- hierarchia? Najlepiej byłoby, gdyby został rabusiem i skrytobójcą, może wykorzystać do tego swoje naturalne talenty :)
Podobizn dodam więcej, jak narysuję, co może znaczyć jutro lub za pół roku <D
Ta jest mojego autorstwa.
Ta jest mojego autorstwa.
Jestem otwarty na wątki :)
Rdzawa wkroczyła na polanę Tum Fae i dojrzała na niej Nieznajomego. Przyglądała się Mu przez chwilę, po czym postanowiła podejść - Ayee. Widzę, że mamy nowego członka Rodziny. Jestem Red Chilli. Możesz mi jednak mówić Red, bądź Chill - uśmiechnęła się delikatnie pod chrapą - sama jestem tu od niedawna, ale mogę Cię trochę oprowadzić, jeśli nie miał byś nic przeciwko - w Jej ślepiach czaiły się wesołe iskierki.
ReplyDelete[Pozwoliłam sobie być pierwsza. Witaj na HaW c:]
Przechadzając się brzegiem młodego zagajnika dostrzegła sylwetkę niedawno poznanego ogiera. Jak zwykle, jej wrażliwe nozdrża odmawiały współpracy sprawiając, że klacz co chwilę cicho parskała zdradzając już z daleka jej obecność. Zresztą nie było to koniecznie złą rzeczą. Vvindy sama miała nadzieję odnaleźć ich nowy "nabytek" by mieć szansę poznać Ponga nieco lepiej. -Dobry wieczór.- Zarżała cicho na powitanie strzygąc przy tym popielatym uchem i powitała Konika krótkim skinieniem pyska. -Jak się niewasz, Pongo? Mam nadzieję, że niczego Ci u nas nie brakuje.
ReplyDelete(Witamy, witamy C:)
- Dobrze...no to może na początek przejdźmy się nad rzekę Camduin - zakomenderowała i ruszyła w tamtym kierunku. Potrząsnęła lekko piórami - potem mogę z lotu ptaka pokazać Ci resztę miejsc. Będzie szybciej - uśmiechnęła się do poznanego Ogiera. Kroczyła wolno, a dziwo grzywa snuła się po lewej stronie Jej rdzawego łba.
ReplyDeleteZ daleka rozpoznając pączkowatą sylwetkę myszatego, czarny pegaz z uśmiechem ruszył w jego kierunku. - I jak? Potrzeba ci czegoś, czy już zdążyłeś się zadomowić na amen? - zapytał z początku, nasłuchując.
ReplyDeleteZ daleka już było słychać szum wody, która wygładzała kamienie. W końcu pojawiła się, gdy wyszli zza linii drzew - wypływa ona z pasma Gór Ereg. Najważniejszy szczyt zowie się Carak, czyli Kieł - zerknęła na grafitowego i uśmiechnęła się pod chrapą - to co? Teraz lot? - rozłożyła ostrożnie rdzawe skrzydła.
ReplyDelete- W takim razie miło słyszeć, że tak ci się tu podoba. - parsknął z kolejnym uśmiechem i położył się na trawie nieopodal konika. Tennant wszakże zalecał, żeby Czarnopióry oszczędzał zranioną po spotkaniu z potworem nogę, więc nie zamierzał się mu stawiać. W końcu on był tu medykiem, a nie kto inny. - Mogę o coś spytać?
ReplyDelete-Cieszę się, że Ci się u nas podoba.- Przyznała uśmiechając się pod chrapą, bynajmniej nie mając ogierowi za złe tego braku słów. Przecież wspominał, że od dawna nie był w towarzystwie a i sama wiedziała, jak Północna Warownia może zaprzeć dech w piersiach. Jej uwagę przykuły też jego nieproporcjonalnie wręcz olbrzymie skrzydła. -Całkiem ładna parka.- Stwierdziła wskazując na masę białego puchu.
ReplyDelete- Długo zastanawiałem się nad tym, czy w ogóle cię o to zapytać. - uśmiechnął się lekko do pegaziej "myszy", gdy ten wreszcie zbliżył się do karosza i przycupnął nieopodal. - Okazało się bowiem ostatnio, że nie najlepiej dobieram temat. - zaśmiał się chwilę, strosząc sypiące czarny popiół skrzydła. Odchrząknął. - Opowiesz mi trochę o tych twoich prześladowcach? - zapytał w końcu zaciskając wargi w obawie, że jak zwykle nie trafił. - Nurtuje mnie pytanie dlaczego tak bardzo chcą cię dorwać. Co takiego zrobiłeś, że własna rodzina stanęła wobec ciebie okoniem? Wydaje mi się to nienormalne.
ReplyDeleteOna zaś wzięła rozbieg i solidnie odbiła się od ziemi, wcześniej rozpościerając skrzydła. Wzbiła się w górę i obrała kurs na szczyty Gór Ereg. Tam wylądują i Chill będzie opowiadała dalej. Będzie piękny widok na tereny HaW. Zresztą z góry łatwiej pokazać, niż idąc po ziemi - opowiesz mi coś później o sobie? - zerknęła na grafitowego Konika.
ReplyDeleteNo i znów kary utwierdził się w tym, że lepiej aby nigdy więcej o nic nie pytał. Odetchnął więc bardzo głęboko przez dłuższą chwilę zastanawiając się co by tu odpowiedzieć, aby nie zranić jeszcze bardziej tego małego, myszatego pączusia. Zmarszczył przy tym mocno ciemne brwi i odwrócił spojrzenie na obłoki wirujące tanecznie po niebie. - To stąd problem z okiem? - no nie! I znów to zrobił!
ReplyDeleteUśmiechnęła się przepraszająco dostrzegając owo speszenie ogiera i możliwie jak najszybciej wyjaśniła swe osądy. -Wybacz, nie wątpię, że dobrze się sprawują. Właściwie to sama chętnie bym się przekonała. Może i nie mam szans w wyścigu... No ale?- Zasugerowała przekrzywiając nieco łeb a łobuzerski uśmiech zagościł na zazwyczaj pełnym opanowania licy klaczy.
ReplyDelete- Magiczną? - zainteresował się, na znak tego mocniej stawiając uszy i gramoląc się trochę na ziemi. - Dobrze w takim razie, że trafiła tylko w oko.
ReplyDelete- Czyli jak widać są też pozytywne strony tego przykrego wypadku. - uśmiechnął się do towarzysza półgębkiem, przyglądając się z niemym podziwem jego pięknie prezentującym się, śnieżnobiałym skrzydłom podobnym do tych posiadanych przez dostojne łabędzie. - Nic dziwnego, że inne konie zżerała o nie zazdrość. Są nie tylko wspaniałe, ale także i bardzo praktyczne. - dodał schylając na chwilę czarny łeb, aby skubnąć słodkiego kwiatu różowej koniczyny.
ReplyDeleteWylądowała miękko na szczycie góry. Kopyta zastukały o granit. Chill złożyła skrzydła i okręciła się, by spojrzeć, gdzie jest Pongo. Przesunęła się też trochę, by zrobić Mu miejsce na lądowanie. Widok stąd był obłędny i bajeczny. Klaczka zarżała cicho i machnęła dymnym ogonem. Gdy Konik był już na ziemi, uśmiechnęła się do Niego ciepło - pięknie się prezentuje wszystko w dole - powiedziała i strzygła uchem - powiesz mi skąd pochodzisz?
ReplyDeleteKiwnęła łbem zgadzając się z tym rozporządeniem i rozpostarła popielate skrzydła. -Tak jest, Sir.- Mruknęła rozbawiona po czym ruszyła dziarskim kłusem w dół zbocza by móc się rozgrzać. Szybko przyspieszyła do galopu biorąc porządny rozmach obojgiem skrzydeł i unosząc się w powietrze. Po pierwszych kilku chwilach chybotliwego lotu odzyskała równowagę i zaryzykowała zerkaniem wstecz, by upewnić się, że Pongo ruszył za nią. -To dokąd lecimy?- Zawołała za nim.
ReplyDelete- To normalna przypadłość mojej rasy. - odpowiedział Wielkopióremu (jak nazwał sobie myszatego we własnych myślach), przyglądając się całej jego drobnej, beczkowatej postaci. - Pył ten nazywamy sadzą ze względu na czarny kolor, ale tak na prawdę niewiele ma z nią wspólnego. Rolę bowiem odgrywa podobną jak ten nalocik na skrzydłach ciem czy motyli. - dodał z niegasnącym na pysku uśmiechem, poruszając uszami. - Kruki pozbawione tych drobinek zwyczajnie nie mogą poderwać się w powietrze. - machnął łbem i na chwilę oderwał powoli skrzydło od boku, aby rozłożyć je mocno i potrząsnąć nim delikatnie. Kilka drobinek przypominających coś na przełomie sadzy i popiołu uleciało w trawę. - Dlatego tak bardzo unikam wody i deszczu.
ReplyDeleteSpojrzała na to TAM. Była to jakaś równinno-wyżynna kraina opasana górami. Uśmiechnęła się pod chrapą - widzę, że niechętnie mówisz o kraju pochodzenia swego. Czy to strach, czy może brak zaufania do mnie, a może nie masz o czym opowiadać? - zerknęła na Ponga, który wyglądał na skonsternowanego. Na słowa o księżniczce zastrzygła uchem - tak jestem Księżniczką Persji, jednak za taką się nie uważam. Nie mam gdzie rządzić - poprawiła skrzydła. W Jej ślepiach zaczaił się smutek - ale nie narzekam. Myślę, że znalazłam swój zakątek i swoją nową rodzinę - parsknęła cicho - jak to jest, że taki maleńki Konik, ma takie wielkie skrzydła? - uśmiechnęła się do Niego sympatycznie.
ReplyDelete-Sir, yes sir.- Zaśmiała się walcząc z wiatrem i szybkim spojrzeniem zmierzyła wytyczoną trasę. Jej jedyną przewagą mogło być to, że znała ją lepiej od Konika. Jak na złość zdążył ją już dogonić i jedno zerknięcie na potężne skrzydła wystarczyło by uświadomić Vvin, że musi działać szybko. Poruszyła energiczniej skrzydłami, łapiąc odpowiedni pułap by lepiej współpracować z powietrznym prądem. Możliwie jak najprędzej zrówanała się z Pongiem i szukając wyznacznika terenu w formie rzeki Feum przecinającej las pod nimi ruszyła (cóż nie z kopyta a ze szkrzydła) przed siebie. Wyścig czas zacząć.
ReplyDelete